sobota, 22 września 2012

Rozdział 3 "Nowy dom"





Dziękuję Ewi za betowanie. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?♥



Siedziałam sama w "swoim" nowym pokoju. Snape wyszedł jakieś dwie godziny temu. Ciekawe, co on tyle czasu robił? Prawdę mówiąc, to już wolałam, kiedy był tu, na miejscu. Bo czym ja sama mam się zająć? Po prawdzie byłam w tym domu pierwszy raz i nie do końca wiedziałam, co gdzie się znajduje. Może i streścił mi, co gdzie jest, ale to na pewno nie była wystarczająca wiedza.

Postanowiłam porozglądać się po domu. Najpierw zeszłam na dół. Naprzeciwko mnie były dębowe, masywne drzwi. Otworzyłam je powoli. To, co zobaczyłam było dla mnie sporym zaskoczeniem. Weszłam do sypialni Snape'a. Wszystko było w odcieniach złota, czerni i fioletu. Na początku byłam przekonana, że cały dom będzie w barwach Slytherinu i... nie mogłam się bardziej mylić. Tak, wiem, trochę głupie podejście do sprawy, ale czego mogłam się spodziewać po Mistrzu Eliksirów? Różowych króliczków? Na tą myśl zachciało mi się śmiać. Moja wyobraźnia płatała figle.

Kiedy tak rozglądałam się z ciekawością po pomieszczeniu, niespodziewanie poczułam na ramionach lodowate dłonie i zamarłam. No masz, jeszcze przed chwilą narzekałam, że go tu nie ma, a teraz zjawił się w nieodpowiednim momencie!

- Granger... - wysyczał mi do ucha i teraz byłam już całkowicie pewna, że za mną stoi Snape. - Mogę wiedzieć co robisz w mojej sypialni?

- Ja... chciałam obejrzeć dom - powiedziałam cicho. - Przepraszam... - dodałam niepewnie, bojąc się odwrócić w jego stronę. Nie chciałam, żeby był naburmuszony do końca dnia, nawet jeśli niedługo miałam położyć się spać.

- I zaczęłaś zwiedzanie od mojej sypialni? - Facet pluł jadem.

- Naprawdę przepraszam, profesorze. Nie chciałam naruszać pańskiej prywatności - odpowiedziałam z pokorą. - P-przepraszam... - Nie potrafiłam powiedzieć dlaczego, ale głos zaczynał mi się łamać. W ogóle ręce mi się trzęsły. Bałam się go, zwyczajnie się go bałam. Że też to on musiał być moim opiekunem!

- No, dobrze... Ale pamiętaj, że nie wolno ci tu więcej wchodzić – pouczył mnie bezbarwnym tonem. - Za dziesięć minut kolacja.

- Tak, profesorze. Zapamiętam - odparłam pośpiesznie, po czym momentalnie udałam się do "siebie".

Po chwili zeszłam szybciutko na dół. Weszłam do kuchni, w której nikogo nie było. Szybkim krokiem udałam się do salonu.

- No w końcu - usłyszałam "powitanie". - Chodź, skrzaty już pewnie podały kolację.

- Ma pan tu skrzaty? - spytałam zaskoczona. W Hogwarcie da się jeszcze zrozumieć, ale tutaj? Po co facetowi skrzaty?

- Oczywiście, że tak. Ten dom nie jest znowu taki mały, sam bym sobie nie poradził. - Fakt... ale to i tak jest wykorzystywanie.

- No na co czekasz? Marsz do jadalni - rzucił twardo. Przeszliśmy do małej jadalni, gdzie na stole leżała przygotowana kolacja.

****

Zapadł mrok. Uczniowie dawno byli w swoich łóżkach, a na korytarzach dyżurowali nauczyciele. Tylko w jednym z dormitoriów paliło się jeszcze światło. Harry i Ron nie mieli zamiaru się jeszcze kłaść spać. Przynajmniej jeden z nich. Potter cały czas martwił się o przyjaciółkę, która w jego mniemaniu była w wielkim niebezpieczeństwie. Otóż obawiał się, że może zostać zgwałcona przez "Starego Tłustowłosego Dupka Z Lochów".

- Harry...

- Co ?

- Może zgasimy już światło? McGonagall patroluje... - powiedział spokojnie Weasley.

- No, dobrze... To zgaś... -odparł młody Potter. Po chwili w pomieszczeniu zapanowała ciemność. Ucieszony Ron skoczył na łóżko jak pantera na swoją przyszłą zdobycz.

- Ron, do licha! Co ty wyprawiasz?

- Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień... Chcę mi się spać... - i ziewnął przeciągle.

- A co ma powiedzieć Hermiona? Pomyślałeś chociaż o niej? - oburzył się Potter.

- No, jasne, że tak... Ale teraz jestem naprawdę śpiący...

- Tak, a jak przyjdzie co do czego, to zawsze możesz na niej polegać!

- Oj, Harry...

- No co? Martwię się.

- Zakochany jesteś, więc cię nie zabiję... Ale jedno ci powiem. Zachowujesz się jak baba!

- A jak mam się zachowywać? Hermiona jest w domu Snape'a! Snape'a, rozumiesz?

- Przecież jej nic nie zrobi...

- A skąd to niby wiesz? Jemu nie można ufać!

- To, że temu sukinsynowi nie można ufać, to wiem. Ale chyba nie zrobi takiej głupoty! Przecież różni ich 30 lat! A on jest jej nauczycielem.

- Ron...

- No co?!

- To jest Snape!

*****

Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne. Otworzyłam leniwie oczy, ale momentalnie znów je zamknęłam. Przecież te okna były zasłonięte, kiedy szłam spać, sama je zasłaniałam... Snape! Spojrzałam na zegarek. Była szósta rano. Wstałam. Założyłam szlafrok i zeszłam na dół do kuchni. Snape właśnie robił sobie poranną kawę.

-O, witam - powiedział i odwrócił się w moją stronę. - Jeszcze w piżamie?

-Jest dopiero szósta rano.

- Wiem, ale mogłabyś się inaczej ubrać. To mnie rozprasza - odparł drwiąco. Cham i prostak!

- Oj, przepraszam, ale kiedy godził się pan na opiekę nade mną, panie profesorze, zdawał pan sobie chyba sprawę z tego, że trzeba się będzie powstrzymywać – warknęłam.

- Oj, Granger... Czy tobie się wydaje, że ja mówię poważnie?

- Wiem, że nie. Ale miło by mi było, gdyby się pan tak do mnie nie zwracał.

- Wbrew pozorom nie chciałem cię ani przestraszyć, ani też obrazić. Chciałem, żeby ten poranek był... przyjemniejszy niż wczorajszy dzień.

- W takim razie chyba coś nie wyszło - zauważyłam z irytacją.

- Niech będzie i tak. Będę cię traktował jak należy.

- To znaczy jak? Nie będzie pan właził do tymczasowo mojego pokoju, kiedy śpię?

- Ja nie wchodziłem do twojego pokoju, gdy spałaś.

- To kto odsłonił zasłony, które zasunęłam, kiedy szłam spać?

- Mróżka. - Mogłam się tego domyślić.

- O! W takim razie zwracam honor. Przepraszam. - Zrobiło mi się głupio, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Ile razy masz jeszcze zamiar mnie przeprosić?

- Och...

- Idź się przebrać. Mróżka nam zrobi śniadanie.

- Idę - odparłam lekko zdenerwowanym tonem, po czym odwróciłam się na pięcie i powoli ruszyłam do pokoju.

- Panno Granger! - Stanęłam i odwróciłam się w jego stronę.

- Słucham, profesorze.

- Zrobić ci kawy?

- Jeśli pan może, byłoby miło - odparłam z uśmiechem.



Kiedy się w końcu przebrałam, zjedliśmy śniadanie.

- Za pół godziny trzeba wyjść. Pij tą kawę, bo nie zdążysz - zaczął marudzić. - Nie bój się, nic ci tam nie dosypałem - dodał poważnie.

- Ufam panu. Po prostu jest jeszcze gorąca - odparłam.

-Bezgranicznie mi ufasz? - spytał z chytrym uśmieszkiem.

-Może i tak – potwierdziłam.

-Dość pogaduszek, pij tą kawę i się zbieraj.



Powróciłam! Mam nadzieję, że tego nie żałujecie;p